4 lata mieszkamy w naszym starym domku. Ciągle remontujemy, poprawiamy,
ulepszamy. Kosimy, sadzimy, zbieramy plony. A jak to się zaczęło? Mieszkaliśmy w
mieście. Nie za wielkim, jakieś 35 tys mieszkańców. Pracowaliśmy oboje, mieliśmy
swoje M i małą Kinię. Zachciało nam się domku nad jeziorem, takiego na
weekendowe wyjazdy. Mama moja powiedziała: wiem, gdzie jest fajny domek, blisko
jeziora :) pojechaliśmy... i od razu wiedzieliśmy, że to jest to ;) telefon do
właściciela, oprowadził nas po tej ruinie ;) tak ruinie, bo dom był bardzo
zaniedbany, zniszczony.. załatwiliśmy kredyt i heja! Do roboty! Najpierw dach.
Dom kupiliśmy w sierpniu, chcieliśmy przed zimą zabezpieczyć poddasze, bo
okazało się, że pokrycie dachowe nie jest w najlepszym stanie. Byłam wtedy w 4
miesiącu ciąży z Kondziem i pamiętam jak K. mówił: co tam, 2 tygodnie i zrobione
:) yhy 2 miesiące raczej :) ale to nic, grunt, że zrobione! Ba! Robił sam z
dekarzem, świetnym panem Henrykiem. Pomagał też teść. Wszystkie dachówki
czyścili, były dobrej jakości, więc szkoda było inwestować kasę w nową.
Postawili dach. Potem remont przeniósł się do wnętrza domku. A tam wylewka
podłogi na całym dole, 130m2. Elektryka, hydraulika, ogrzewanie - wiadomo. Kaska
szłaaaaa jak woda :) trzeba było sprzedać ukochane M i kaska z M poszła dalej w
remontownię :) w końcu wprowadziliśmy się na 2 pokoje na dole. Bez gotowej
kuchni, pamiętam jak gotowałam jeszcze na elektrycznej płycie, którą przywiózł
kiedyś mój tato jeszcze z ZSRR :) Ale byliśmy już u siebie, najważniejsze.
Potem, niespodziewanie straciłam pracę, praktycznie z dnia na dzień zostałam z
niczym. Ogłoszono kryzys światowy, franio poszedł tak do góry, ze rata wynosiła
3tys i o mało nie osiwieliśmy... pomogła rodzinka, przertwaliśmy! Potem małymi
kroczkami, naprawdę małymi... zrobiliśmy piętro domu, też w sumie nie do końca,
bo zostały jeszcze 4 pokoje. Znowu przerwa. No i w tym roku salon, taras... i
tak powolutku, staramy się, by to miało przysłowiowe ręce i nogi.
Piszę to
wszystko po to, by pokazać, że nie przychodzi nam to łatwo. Nie mamy bogatych
rodziców, dziadków.. wszystko ciężką pracą. Raz na wozie raz.... pęknięta rura,
wyciek na dopiero co wymalowanej ścianie... oj mamy momenty zwątpienia.. Ci,
którzy nas odwiedzają od momentu zakupu domu, wiedzą jak było wcześniej :) te
deski na podłogach, brak wody, kanalizacji, pęknięcia w ścianach, że można dłoń
włożyć - ale nic nas nie powstrzymało :) wariaty z nas. Na stwierdzenie, że
"przecież tu nie ma wody, kanalizy" nasza odpowiedź brzmiała: zrobi się! Jaki
problem? :)
A to nasze marzenie. Zawsze chciałam prowadzić pensjonat. Przyjmować gości,
cieszyć się, ze komuś u nas dobrze. Pamiętam jak K mawiał: nigdy nie będziemy
mieszkać w domku, nie cierpię kosić trawy ;) a teraz... jak wróciliśmy z urlopu,
wstał na drugi dzień o 6 rano, by jak to powiedział: zacząć robić to co lubi :)
tak, lubimy to. To, że nie mamy sąsiadów, że nikt nas nie podgląda, że mogę rano
wyjść w piżamie i bez makijażu wyrzucić śmieci. Ha! Co do makijażu to
zauważyłam, że mam z tym problem haha jak mam już jechać do miasta i się malować
to mnie normalnie krew zalewa ;) lubię ugotować zupkę i wrzucić tam warzywka,
które sama posadziłam, pójść pod jabłonkę, zerwać jabłko i je zjeść ;) chodzić boso cały
dzień wokół domu... a jak już widzę moją dzieciarnię szalejącą po sadzie,
chlapiącą się w jeziorze czy pomagającą zbierać ziemniaki, maliny.. nic więcej
do szczęścia nie trzeba. Tak mnie natchnęło na ten wpis, bo poczytałam dziś post Bubisy Jak to ludzie ludziom...... aj.
Bubisa, uszy do góry!
Mawiam, że nie musi być lepiej, oby nie było gorzej niż jest teraz.
Spełniajmy nasze marzenia. Zdaję sobie sprawę, że trudno. Ciężkie czasy...
ale wierzmy, że się uda!
Pozdrawiam,
Kama
Jesteście doskonałym przykładem na to, że SIĘ DA! Podoba mi się takie nastawienie.
OdpowiedzUsuńA dzięki temu, że takimi małymi kroczkami to większa radość i satysfakcja :)
Pozdrawiam ciepło!
Wiesz...my też tak "małymi kroczkami"... Już jakieś 6 lat... I właśnie dlatego tak mnie to wszystko dobiło. Człowiek stara się, pracuje jak wół... a tu masz babo placek :-) Ale też wierzę, że będzie lepiej!!!
OdpowiedzUsuńWielkie buziole!!!
Och tak! Te mycie dachowki... Do tej pory mam to przed oczami, jak by to bylo wczoraj. Ciezka praca poplaca. I nic nie stoi na przeszkodzie, jezeli czegos sie baraaardzo chce. No ale niestety nie wielu jest takich smialkow.
OdpowiedzUsuńJESTESCIE WIELCY i trzymamy kciuki za dalsze realizacje marzen!;***
Alucha, tak, satysfakcja ogromna a radość nie z tej ziemi, gdy tak dochodzisz do wszystkiego sam :)
OdpowiedzUsuńBubisa, zła karta w końcu się odwróci, zobaczysz! Ściskam Cię mocno!
Dianka, Ty wiesz jak to było od początku. Pomagałaś tak wiele.. zawsze jesteś z nami, gdy dobrze i źle.. buziaczki :****
Fajnie, że to napisałaś! :D
OdpowiedzUsuńJuż to mówiłam, ale powiem jeszcze raz: lubię tu wpadać! Bardzo!:)
Powodzenia Kama! Zakładam fanklub 'miękkich dróg'! Są chętni? :D
Efcia, fanklub jak najbardziej ;) jakby co, jesteśmy już dwie :)
Usuńja trzecia :)
UsuńCzytając Twojego posta pomyślałam sobie, że i nam może w końcu się uda...piękną macie posiadłość. Podziwiam za ogrom wykonanych prac i super efekty!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Madi, warto próbować, zawsze. Posiadłość haha, zwykła działka :) mamy szczęście, bo blisko jeziorka. To była podstawa przy zakupie całego tego bajzlu :)
UsuńRównież pozdrawiam!
Kama Ty wiesz że jestem Waszą fanką!
OdpowiedzUsuńMężowi pokazywałam że warto remontować, że to ciężka praca, ale za to jakie efekty :)
No i szukamy tego domu szukamy:)
A ja Wam mocno mocno kibicuję!!!!
OdpowiedzUsuńJesteście cudowni!!!
A my bardzo bardzo dziękujemy za dobre słowo od wszystkich!!!
OdpowiedzUsuńOj tak, ludzie potrafią niemile zaskoczyć, zranić i zrazić nas do siebie :(
OdpowiedzUsuńByle nie było gorzej hmm święte słowa :) No i już wyobraziłam sobie tą metamorfozę Waszej oazy.
Uczymy się całe życie Aga. Oby nauka nie poszła w las :)
UsuńPrzeczytalam z duzym zainteresowaniem. Mamy takie same marzenia! Ja sie w lesniczowce wychowalam, 6km do najblizszej wioski, wszedzie daleko.Pamieyam jak w szkole bardzo sie wstydzilam, ze mieszkam w takiej dziurze. Teraz jestem z niej dumna. zawsze chcialam miec agroturystyke (nawet prace licencjacka pisalam na ten temat)a kiedy pojawil sie Ziemek zaczelismy zamieniac marzenia w rzeczywistosc. Niestety bylam bardzo naiwna sadzac, ze uda mi sie zyc razem z moim apodyktycznym ojcem...w tej chwili w Mlynku spedzamy tylko wakacje i wciaz szukamy naszego kawalka lasu no i zbieramy pieniadze...
OdpowiedzUsuńPS W makijazu chetnie doradze:)
Szukajcie dalej, znajdziecie. Moje dzieci na razie zachwycone wsią, ale jak długo, nie wiem ;)
UsuńNatrafilam na Twoj blog zupelnie przypadkowow i pozwol , ze sie rozgoszcze, milutko u Ciebie i fajne przepisy podajesz, ja tez kocham Mazury, bo z nich pochodze, ale teraz jestem daaaaaaleko, za wielka woda, pozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie:)
OdpowiedzUsuńWitam imienniczkę :) dziękuję za miłe słówka i na pewno do Ciebie zajrzę, pozdrawiam!
Usuń